Jak wielką siłę destrukcji, ale i oczyszczenia niesie ze sobą gniew wiedzą tylko ci, którzy się mu kiedykolwiek poddali. „Dzikie historie” w sześciu krótkich epizodach pokazują w dosadnym i tragikomicznym stylu, co może stać się z ludźmi, kiedy puszczają im wszelkie bariery. Obserwacja to niezwykle szokująca. Jakkolwiek, by się jednak nie wypierać, to po części historie o nas wszystkich.
Damian Szifron – w tym argentyńskim kandydacie do Oscara – mierzy się z nie lada wyzwaniem. W sześciu, oderwanych od siebie opowiadaniach, stawia diagnozę – być może nie odkrywczą – ale niezwykle bijącą po oczach: wpadając w szał i wybuchając agresją, na własne życzenie ściągamy na siebie nieszczęścia i doprowadzamy do sytuacji, których być może nigdy już nie będziemy mogli odwrócić. To jednak tylko połowa prawdy. Jak pokazuje film, czasami akty wściekłości mają cudowną siłę oczyszczającą i mogą mieć zupełnie nieoczekiwane, tragikomicznie pozytywne konsekwencje. Czy na pewno dobre dla samych sprawców zamieszania? To już pozostaje do indywidualnej oceny.
W sensie fabularnym „Dzikie historie” to opowieści o niespełnionym muzyku, kelnerce z podrzędnej restauracji, kierowcy samochodu, pirotechniku, milionerze i pannie młodej, którym nagle puszczają nerwy. Epizody nie są równe. Część z nich kipi intensywnymi emocjami, humorem i ma niezwykłą siłę rażenia. Inne zachowują koncept całości, ale nie bawią i nie przerażają już tak bardzo jak pozostałe.
Najbardziej intensywne i żywe wydały mi się dwie historie: pewnego siebie biznesmena, przemierzającego luksusowym samochodem pustynię, który daje się sprowokować innemu kierowcy; oraz panny młodej, która na swoim weselu dowiaduje się, że jej świeżo upieczony mąż ją zdradzał i – o zgrozo! – jego kochanka jest gościem na przyjęciu. Opowieści te są najbardziej zaskakujące i przewrotne, widać w nich geniusz scenarzysty, czuć wręcz narkotyczny drive.
Obraz Szifrona to studium przypadków. Mniej lub bardziej dziwacznych, bliższych i dalszych życiu. Jednak tak naprawdę nawet z tych najbardziej groteskowych opowieści wyziera niezwykle realistyczny i tak nam wszystkim bliski – główny bohater filmu. Tym bohaterem jest ludzka natura, która nieposkromiona i niepohamowana zawczasu potrafi przybić piątkę najmroczniejszym z demonów. Można rzecz jasna lekceważyć ten problem i uznać, że nie ma nic łatwiejszego jak zapanować nad własnymi emocjami. Że przecież wystarczy nie dawać się zbyt łatwo prowokować innym. Spójrzmy jednak w lustro. Ilu z nas tak naprawdę się to udaje?
Seans przerażających i zarazem śmiesznych „Dzikich historii” przypominał mi trochę obserwowanie wybudzonego wulkanu. Wszyscy dobrze wiemy jak to się skończy, ale i tak z wypiekami na twarzy zastygamy ze wzrokiem wbitym w górę. Przed nami i w nas samych bulgocze żywy ogień. I wszyscy czekamy na erupcję. Dobre kino o wysokiej temperaturze wrzenia.
Dzikie historie (Relatos salvajes) reż. Damian Szifron. Argentyna, Hiszpania. 2014.
Jakie WINO do tego?
Na skołatane nerwy i na uspokojenie nastrojów zawsze dobrze wpływa dobry, niemiecki Riesling. Weingut Wittmann 100 Hügel Riesling trocken 2013 to bardzo świeże i kwasowe wino. Z mocnym, cytrusowo-jabłkowym posmakiem. Smaki charakterystyczne dla podstawowych Rieslingów, ale w tym wydaniu dodatkowo naładowane pokaźnym cukrem resztkowym. Świetnie skomponuje się z daniami z ryb np. z dorszem. Świeżość młodego, kwasowego rieslinga w czystej postaci. I to w jakiej cenie! Pić na zdrowie! Cena 39 zł, wino dostępne u importera Wine&You.