
Są takie spotkania z winiarzami, o których marzysz i myślisz latami. Układasz sobie w głowie odpowiednią sekwencję zdarzeń – co powiesz, jak zareagujesz, jak zachwycisz się ich winami. Jednym z takich marzeń, do niedawna niespełnionych, było spotkanie z Istvánem Szepsym. Człowiek legenda, największy winiarz Węgier, jak i tej części Europy, ojciec wybitnych, wytrawnych furmintów i twórca genialnych słodkich aszú. Jak wygląda zetknięcie z żywą legendą?
To, co uderza już przy pierwszym kontakcie z Szepsym to spokój i nieudawana skromność. W percepcji pojawiają się i rozjeżdżają dwa obrazy: pomnik wystawiony przez krytyków winiarskich, fanów wina, jak i kolegów po fachu, a naprzeciwko – człowiek z krwi i kości, tu i teraz, namacalny, opowiadający ciepłym głosem o bogactwie geologicznym Mád i Pogórza Tokajskiego. Spokojny, świadomy swojej pozycji, metodycznie przekazujący wiedzę o tutejszej ziemi.
Wiedza. Ogromna. To słowo klucz, które przewija się przez całe spotkanie w trakcie, którego każdy z nas czuje, że uczestniczy w czymś wyjątkowym. Istvan rozpoczyna swoją lekcję geologii stojąc pomiędzy dwoma kolumnami. Te mimowolnie popychają skojarzenia w kierunku greckiej akademii. I choć pewnie byłoby nie na miejscu wykrzyczeć tu hasło, które według legendy na niej widniało (niech nie wchodzi tu nikt nieobeznany z geometrią), to wiesz, że coś się dzieje. Wiesz, że uczestniczysz w niemalże mszy o tutejszym terroir.

Szepsy obraca czule w dłoniach kamienie – zeolity, ryolity, tufę – prowadząc swój spokojny, czysty w przekazie wywód o bogactwie i różnorodności glebowej tokajskiej krainy. Prezentuje grubość warstw ziemi, pokazuje mapy geologiczne. Pogórze Tokajskie było kiedyś miejscem wzmożonej działalności wulkanicznej. To dzięki niej można tu zaobserwować różnice w składzie skał, które powstały w wyniku podwodnych i nadwodnych erupcji wulkanu. Wielką rolę, zwłaszcza jeśli chodzi o mineralność, odgrywa tu zeolit. To z siedlisk nim wypełnionych pochodzą wina najwyższej klasy.

Po krótkiej lekcji geologii István zabiera nas do winnic, by w plenerze zaprezentować najsłynniejsze siedliska i skały, dzięki którym tutejsze wina są tak poszukiwane, doceniane i tak po ludzku obezwładniające. Na pierwszy ogień idzie szczyt stanowiska Szent Tamás. To jedno z najlepszych i najsłynniejszych siedlisk w Mád i całym regionie tokajskim. Poznano się na nim już w XVIII wieku, kiedy to zostało sklasyfikowane jako stanowisko I. klasy. Jest ceglasto-czerwone – wygląda trochę jak wyobrażenie Marsa. Przeważa tu czerwona glina z domieszką zeolitu, ryolitu i twardej tufy. Widać wyraźnie, że Szepsy oddycha w tym miejscu pełną piersią. Trudno mu się dziwić. Z samego szczytu rozpościera się monumentalny widok na inne słynne cru tokajskie, w dole widać też wyraźnie samo Mád. Z gron z Szent Tamás powstają najbardziej kompleksowe, eleganckie wina wytrawne, jak i słodkie – szamorodni i aszú.

Kontynuujemy naszą geologiczną wycieczkę – następnym przystankiem jest słynne Betsek. Ziemia jawi się tu wyraźnie inna. Składa się z żółtej gliny i białej, miękkiej tufy. István jest w swoim żywiole, będąc w centrum uwagi pokazuje nam starą formę cięcia krzewów i formowania winorośli, ponoć typową dla Pogórza Tokajskiego. Krzewy tnie się tak, aby pędy rosły do góry, nie tworząc regularnych rzędów. Przy takich praktykach automatyzacja uprawy wydaje się utopią. W pozostałej części regionu rezygnuje się jednak z tych metod na rzecz regularnych rzędów wspieranych na słupkach. Stojąc w Betsek w części należącej do Szepsy’ego nie sposób nie zwrócić uwagi na majestatyczne Oreg Király dülő, bez wątpienia najbardziej spektakularne siedlisko w Mád i całym regionie (pisałem o nim tutaj). Stoi się tu na granicy dwóch z najlepszych terroir dla furminta na Węgrzech. Co tam na Węgrzech – na całym świecie. I jak tu nie zatęsknić za kieliszkiem furminta właśnie? Na szczęście nasz wyrozumiały gospodarz nie wystawia naszej cierpliwości na zbyt mocną próbę. Po ekscytującej i niezwykle pouczającej przejażdżce wracamy do winiarni na degustację.

Na początek Szepsy Furmint 2015, czyli wino z różnych parceli. Kamienna chłodna mineralność przy zredukowanym owocu (gruszka, brzoskwinia, zielone jabłko). Szorstki kwasowy kręgosłup ze słonym akcentem i ulatującym owocem (zielone jabłko). **** (4/6)
Jednoparcelowiec Szepsy Úrágya Furmint 2015 to znowu sporo kamiennej mineralności, lecz pojawia się tu już czystszy owoc (pigwa, brzoskwinia) z domieszką polnych ziół i nutą naftową. Usta kościste, wyżyłowane świeżą kwasowością z potężną strukturą i intrygującym owocowym wykończeniem. Surowe, purytańskie, ale jakby „cieplejsze” od poprzednika. ***** (5/6) Szepsy Hasznos Furmint 2013 pochodzi z podłoża andezytowego, z północy regionu. Rocznik, jak i kolor sugerują większą dojrzałość wina. Mamy na pierwszym planie ponownie mineralność, polne zioła, ale i nuty naftowe, beczkowe, no i znowu słusznie odmierzoną dawkę owocu (jabłka, brzoskwinie, morele). Potężna budowa, rześka kwasowość, wyraźniej owocowe ciało i słone, lekko migdałowe wykończenie. ***** (5/6) Szepsy Úrbán Furmint 2011 pochodzący z parceli blisko siedliska Úrágya, to jakby rewers poprzednika. Dużo w tym miejscu zeolitów, winorośl musi tu sięgać głębiej, niż gdzie indziej i odbija się to wyraźnie w kieliszku. Nie szukając daleko, ma się wrażenie płynnego zeolitu przy niemal zerowej obecności owocu. Słona, szorstka mineralność, arcykwasowy chłód, powab kamienia. W tle pojawia się akcent dymny i zioła. Mega mineralne, pieprzne i wytrawne, aż do bólu. **** (4/6) Jedyny w zestawie hars – Szepsy Király Hárslevelű 2010 to wino prawdopodobnie popsute tudzież nadgryzione bezwzględnym zębem czasu. Oklapły, nieczysty zwietrzały nos z resztkami słodkiej brzoskwini i pigwy w tle. Trudno oceniać wino mistrza w takich rejestrach, ale jak mus to mus. *** (2.5/6) Kolejna pozycja ze słynnego cru
to Szepsy Szent Tamás Furmint 2006, najlepszy dowód na to, jak nietypowo potrafią się starzeć wytrawne tokaje. W nosie polne zioła, kwiaty, nuty naftowe, moreli. W drugim niuchu trochę dymu. Napięte, mineralne, kościsto-kwasowe, choć jednowymiarowe i ascetyczne. Trudno się nim zachwycać. **** (3.5/6)

Po niełatwej i wymagającej przeprawie przez wytrawnego Szepsy’ego prawdziwym świętem były dla mnie wina słodkie, w których osiągnął precyzję i mistrzostwo dostępne dla niewielu. Pięknie było porównać już dwa cudowne szamorodni. Pierwszy z nich – Szepsy Szamorodni 2012 może się poszczycić cukrem i strukturą odpowiadający 6 puttonowemu aszú. Pachnie kandyzowaną morelą, brzoskwinią i pigwą. Są też rodzynki, nektar, miód lipowy, kwiat pomarańczy i owoce egzotyczne. Tyle tego! Usta eteryczne, baśniowe, pełne niebiańskiej koncentracji, czystego owocu i anielskiej równowagi. Hedonistycznie piękne wino. Wielkie słodkie wino do medytacji. Miazga. ****** (5.5/6) Kolega z ławki, zaledwie o rok młodsze Szepsy Szamorodni 2013. W odróżnieniu od kumpla nie ma w sobie sárgamuskotály (tylko hars i furmint). To czuć. Ponownie sporo owocu (morele, brzoskwinie), rodzynki, nuty nektarowe, kwiat pomarańczy, ale i bardziej wyczuwalna potężna słodycz. Z drugiej strony jest tu też więcej żywej kwasowości i większa koncentracja. Ekspresja równie udana jak w 2012, choć ma się wrażenie, że wino jest nieco mniej gotowe. ***** (5/6)
Broń większego kalibru Szepsy odpalił oczywiście za sprawą trzech butelek aszú. Młodziutkie Szepsy 6 puttonyos Aszú 2013 niedostępne jeszcze na rynku, na półki trafi pewnie za kilka lat. Ten dzieciak jest wręcz tłuściutki od kalorii (250 g/l cukru resztkowego). Uśmiecha się nutą botrytis, masą rodzynek, morelą, miodem i skórką pomarańczy. Hiperskoncentrowany, czysty owoc, pokaźna kwasowość – po prostu wzorowa równowaga, ale czas wiele tu wynagrodzi. Choć już dziś wysoka ocena. ***** (5/6) Inaczej kaszle Szepsy 6 puttonyos Aszú 2008, ale czemu tu się dziwić, to przecież świetny rocznik. W barwie bursztyn. W nosie pomarańcz, kwiat pomarańczy, rodzynki, kandyzowane morele, miód, karmel – toż to prawdziwa symfonia aromatów! 228 g/l cukru resztkowego, które w butelce spędziło aż 7 lat. No i te lata w smaku przynoszą ogromną koncentrację, szczodrą oleistą fakturę idącą w kierunku cudnej koncentracji owocu (morele, brzoskwinie). Aromaty i ciało przynależne niebiosom. Perfekcyjna równowaga – cudownie zintegrowany cukier z ożywczą kwasowością. Do the evoloution, babe. ****** (5.5/6) Ostatnie w zestawie Szepsy 6 puttonyos Aszú 2007 (najwięcej cukru w degustacji – 260 g/l) to nieco inna twarz tokajskiej słodyczy. Większa ewolucja, masa rodzynek, miodu, toffee, ziarna kawy, botrytis i suszonych owoców. W ustach więcej ekstraktu, niż u poprzedników. Oleista, nektarowa, utleniona ekspresja, dojrzały, rodzynkowy owoc. Grube, hedonistyczne, „jesienne” aszú. ****** (5.5/6)
Legenda Tokaju, człowiek, o którego poznaniu marzyłem odkąd zacząłem pić świadomie wino – stanął na wysokości zadania. W moim prywatnym rankingu na spełnienie winiarskich marzeń, spełnił jedno z tych najskrytszych. I choć jego wina ponownie zachwyciły i wprawiły mnie i towarzyszy tej winnej orgii w ekstazę, to najbardziej ujął mnie przecież czym innym. Skromnością. Przynależną ludziom wielkim, którzy z nikim ścigać się nie muszą. Jestem więcej, niż pewny, że kiedy w Tokaju zachodzi słońce, to na koniec dnia chodzi tylko o to, by tokaj aszú był najlepszym winem na ziemi. Tak, jak lubi mawiać sam mistrz ceremonii.
Podróżowałem do Tokaju na koszt własny. Degustowałem na zaproszenie producenta.
Muszę przyznać, że bardzo ciekawy wpis, czytało się go naprawdę przyjemnie 🙂
Dziękuję 🙂